czwartek, 12 czerwca 2008

Niewidoma

Jak mam odczuć i opisać piękno ciechocińskiej jesieni,
która wokół czarem kolorów się mieni?
Siedzę na ławce pod tężniami,
słyszę lekki plusk spadających kropel w tarninę.

Zatroskany zefirek głaszcze gałązki
i zmusza je do wydzielania zapachu.
Muskaj, muskaj zefirku wszystko dookoła,
muskaj moją biedną twarz.

Dajesz mi krótką chwilę radości –
jakże delikatnie i śpiewnie spływają na moją głowę,
wyciągnięte dłonie, listki z licznych drzew,
umierają schnąc, słyszę jak wydają z siebie cichy jęk.

Nie widzę ich kolorów – wiem tylko,
że mają piękne odcienie barw: złotą brązu, żółci i czerwieni.
Stopy przechodzących ludzi zmielą je na proch.
Zebrane w kompost, staną się pokarmem dla ich matek – drzew.

Rozmyślając o przemijającym pięknie jesieni:
tężnie pracują, pachną, wzdychają,
słonko całuje moją twarz jeszcze ciepłymi promieniami.

Przechodząca pani krzyknęła: Jak się pani pięknie opaliła!
Czarodziejski Ciechocinku – istnieje aż do końca świata!
Moje trzy ćwiartki życia – to zapowiedź, że już tu więcej gościć nie będę........żegnaj!!!

2007

Brak komentarzy: